Konflikty są elementem budowania relacji (a przepraszanie jest elementem konfliktu) i tam, gdzie jest więcej niż jedna osoba i jesteśmy razem blisko i wiele spraw nas łączy, możemy być pewni, że prędzej czy później jakieś nieporozumienie się pojawi. Z doświadczeń terapeutów wynika, że o wiele trwalsze są związki, w których pary wchodzą w konflikty, a dzięki temu nauczyły się je rozwiązywać, a jeśli do tego robią to w konstruktywny sposób, że po danym konflikcie rozwiązujemy jakąś sprawę, to związki takie się rozwijają i wchodzą na wyższy/głębszy poziom relacji, niż pary, które żyły idealnie, nic się nie kłócili przez 3 lata, a jak po trzech latach wybuchł konflikt, to jedno od razu pakuje walizki, bo ma wyobrażenie, że po takiej sytuacji, to już się w ogóle razem żyć nie da, albo takie przekonanie, że w związku to się nigdy nie kłóci i zdecydowanie lepiej poszukać na rynku partnera, z którym się kłócić nie będzie.
Naprawdę trudno się funkcjonuje w związku, w którym nie mamy zaufania, że jak coś zepsujemy, to będziemy potrafili to naprawić.
Jednym z częstych niestety sposobów rozwiązywania konfliktu z bliską nam osobą są tzw. „ciche dni”. W badaniach amerykańskich przyznaje się to takiego zachowania w konflikcie 7 na 10 osób. To bardzo dużo, w Polsce trochę mniej, do takiego zachowania przyznaje się 1 na 4 osoby.
Zapraszam do wysłuchania 37 odcinka podcastu Lepsza Wersja Siebie:
Nie wiem czy to w sobie zauważyliście, ale przejście przez konflikt z drugą osobą, w tym jego rozwiązanie – bywa bardzo energochłonne. Kiedy jestem w konflikcie z kimś, mam jakieś nieporozumienie i to jest aktualnie na takim nierozwiązanym, czy niewyjaśnionym etapie, to czuję wręcz fizyczne zmęczenie. I mówię już o takiej kłótni, gdzie padły słowa z jednej strony typu:
- Bo ty zawsze kupujesz za dużo masła i potem połowa się psuje!
- A z drugiej: Jakbyś więcej gotowała, to by się nam nie zepsuło!
Po czym rozchodzimy się do swoich zajęć i tkwimy w tych pokonfliktowych emocjach. A co dopiero w konfliktach cięższego kalibru.
Ta energochłonność dzieje się z różnych przyczyn. Po pierwsze, jeśli jakaś sytuacja trudna miała miejsce, to mamy tendencję do powracania do niej myślami, odtwarzania tego, co ja powiedziałam, tego co wtedy druga osoba odpowiedziała, czasem pojawia się poczucie winy – a mogłam tego nie mówić, albo przeciwnie, wtedy mi nie przyszła błyskotliwa myśl do głowy i dopiero pojawiła się po czasie i żałuję, że jej nie wypowiedziałam. I nie jest prawdą, że myślenie nie boli. To naprawdę wymaga włożenia energii, a ponieważ nie są to najczęściej takie wspierające, twórcze, radosne myśli tylko ciężkie, związane z przykrymi emocjami jak poczucie winy, niezadowolenie, złość to one nam sporo energii odbierają. Czyli te trudne powracające myśli, wywołują w nas negatywne emocje, a negatywne emocje wyczerpują nas fizyczne. Po ataku złości bywamy zmęczeni, bo długotrwałym smutku mamy wrażenie, że nie wstaniemy z łózka w ogóle. Trudno w takiej sytuacji znaleźć w sobie radość ze zwykłych codziennych czynności, jeśli taki konflikt z kimś bliskim nad nami nierozwiązany wisi.
Są oczywiście osoby, które w konflikty wchodzą jak do dobrze znanego sobie domu. Może to być podyktowane różnymi czynnikami, ja się pokuszę o dwa. Może to być związane z naszym temperamentem i reaktywnością. Reaktywność to cecha wrodzona naszego układu nerwowego. Określa jak mocno reagujemy na bodźce, czyli np. na awanturującego się partnera, albo rozlane mleko. Reaktywność określa, czy jesteśmy wrażliwi, czy odporni. Każdy ma jakąś reaktywność. Czyli wrażliwość. Część jest bardziej odporna (ma wyższy próg reakcji) a część bardziej wrażliwa (czyli słabszy bodziec jest potrzebny, żeby odpalić ich reakcję i już rozlane mleko może im zepsuć cały dzień.) Tę odporność można wzmacniać, ale to temat na inny odcinek. W każdym razie może być tak, że należysz do tych bardziej wrażliwych i po prostu bardziej się przejmujesz i przeżywasz trudne sytuacje, a jeśli do tego w swoich wartościach czy przekonaniach masz coś w stylu: że konflikty są złe, należy mieć dobre relacje, należy ustępować, to wyjątkowo po takiej sytuacji możesz mieć tendencje do samobiczowania się i jeszcze więcej energii będzie cię to kosztowało.
Drugim czynnikiem, dlaczego ludzie wchodzą w konflikty tak na gładko i wydają się walczyć zażarcie to może być doświadczenie wyniesione z domu. Jeśli żyłaś w domu z licznymi kłótniami, to kłótnie te na ciebie jako małe dziecko zawsze wpływały, pojawiały się emocje np. strach, smutek. Jeśli w takiej rodzinie przeżyłaś wiele, wiele lat, to są ci to emocje dobrze znane i mimo że trudne to i tak łatwiej w nie wchodzisz, niż w inne, których mniej w życiu doświadczałaś. Wszystko to oczywiście jest do zmiany, a świadomość jest pierwszym krokiem do tego.
Po wielu latach w związku wiem już czego mogę się spodziewać podczas kolejnego konfliktu od bliskiej osoby, bo znowu – nasza reakcja nie jest za każdym razem inna, mamy pewien schemat reagowania w trudnej sytuacji – jeśli robiłaś sobie ćwiczenie z poprzedniego odcinka o przepraszaniu i o reakcji twojej w trakcie przepraszania albo przyjmowania przeprosin, to zapewne gdzieś to będzie się tu zazębiać.
Jak zwykle zapraszam do ćwiczenia umysłowego, w którym proszę, żeby sobie przypomniała jakiś ostatni konflikt – np. z partnerem albo z bratem, albo z panią ze sklepu i przypomnij sobie jak reagujesz w trakcie (czy wyciągasz swój miecz i swoje argumenty bez przebierania w słowach, które tną jak miecz, że aż druga osoba nie wie co powiedzieć – czy przemilczasz, bo tak bardzo boisz się i nie lubisz konfliktów, że wolisz się nie bronić albo nie przedstawiać swojego zdania. A jeśli konflikt pozostaje nierozwiązany jak sobie radzisz w trakcie, lub pomiędzy tymi konfliktowymi rozmowami, bo tu też można mieć konstruktywne i wspierające myśli i zachowania albo zupełnie na odwrót.
Stosowanie „cichych dni” mogłoby mieć sens, gdyby odbywało się w atmosferze szacunku, a celem ich byłoby uspokojenie własnych emocji, zdystansowanie się do problemu, próba najpierw samodzielnego znalezienia rozwiązań, zastanowienie się nad przyczynami konfliktu itp. a to wszystko po to, żeby zasiąść do wspólnego stołu i konflikt pokojowo i z korzyścią dla wszystkich stron rozwijać. Coś jak koncepcja „pozytywnej przerwy” którą zaczerpnęłam do swojej rodziny z pozytywnej dyscypliny i bardzo ją lubię. Np buzują we mnie emocje, albo w moim dziecku i on albo ja nie jesteśmy w stanie na razie normalnie rozmawiać, nawet chociażby mówić spokojnym głosem albo nie jesteśmy gotowi na wzajemne przepraszanie się albo poszukiwanie rozwiązań, to wtedy dobrze jest chwilę pobyć samemu. I absolutnie nie należy mylić pozywanej przerwy z:
- „Idź do swojego pokoju (kąta, łazienki etc.) i wróć, jak przestaniesz ryczeć/krzyczeć etc.”
To nie ma nic wspólnego z pozytywną przerwą. Taka pozytywna przerwa zakłada, że jesteśmy ludźmi, którzy mają w sobie emocje, nad którymi nie panujemy magicznym pilotem i czasem potrzebujemy chwili, żeby się uspokoić i móc być sobą i normalnie rozmawiać i to czego potrzebujemy to zrozumienia, szacunku i chwili w odosobnieniu, być może na robieniu czego przyjemnego.
Jak rozmawiam o tym z innymi rodzicami to im to trudno się z tym czasami zgodzić: no wściekła się na środku sklepu albo miał 15 minutowy atak złości a ja mu mam pozwalać jeszcze na robienie czego przyjemnego? Tylko jak inaczej ma taki Malec wrócić do pozytywnych emocji, które dadzą mu siłę np. na przepraszanie? No na pewno nie przez siedzenie w kącie.
Niestety jednak zastosowane „ciche dni” nie mają w intencji się uspokoić a tylko ukarać naszego rozmówce, partnera. Kara polega na tym, że odbieram ci poczucie przynależności – bo wykluczam z rodziny, kontroli, bo nie możesz nic zrobić, rozmawiać, bo ja się nie odzywam, szacunku, bo traktuję się protekcjonalnie. Taki sposób reakcji w konflikcie nie wróży pokojowego rozwiązania a osoba po drugiej stronie może szybko poczuć frustracje. Może oczywiście przyjść i błagać o przebaczenie, ale z mojego doświadczenia i obserwacji wynika, że dzieje się tak rzadziej niż np. zachowania prowokacyjne czy aspołeczne, które konflikt będą eskalować. Np. Jeśli ona się nowe odzywa to ja nie wracam na noc i zostaje z kolegami. Czasami takie ciche dni mogą się nawet ciągnąć tygodniami. Niekiedy między ludźmi powstaje konflikt interpersonalny na całe życie a niechęć do ugięcia się i wyciagnięcia ręki jako pierwszy powoduje, że możemy na lata stracić kontakt np. z kimś z rodziny, bratem, ojcem.
Jeśli masz w sobie przekonanie, że konflikt jest czymś złym i należy go unikać, to trudniej ci będzie przez niego przechodzić. Konflikt – konfliktowi oczywiście nie równy, może być różna waga tego, co jest przyczyną konfliktu, czyli możemy się kłócić o przysłowiowe pozostawione pieczywo, które się zeschło albo o zakup za dużej ilości masła, ale możemy mieć konflikt na tle podziału obowiązków nad dziećmi i waga tego już jest inna. Albo co do ilości czasu spędzanego po za domem. Albo jedno drugiemu zrobiło jakąś krzywdę, fizyczną czy psychiczną. I wtedy dużo trudniej o odbudowanie zaufania. A im głębiej jesteśmy z kimś w relacji, tym bardziej nas boli, kiedy ktoś bliski nas zawodzi albo rani.
Dlatego czasem trudno nam przyjmować przeprosiny i przebaczać. Jeśli waga przewinienia jest duża i ktoś zrobił nam w naszym pojęciu czy może raczej odczuciu dużą krzywdę, to czasem możemy nie być gotowi na przyjęcie przeprosin, czy przebaczenie.
W zwykłych rodzinnych sprawach z bliskimi nieprzyjmowanie przeprosin i boczenie się przez długi czas to moim zdaniem strata czasu (czytaj – strata życia, bo czas to życie) i jeśli to są codzienne sprawy to karmienie się negatywnymi emocjami nikomu nie służy. Jeśli to jest sprawa wielkiego zranienia to już każdy sam musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy jestem gotowy przebaczyć i jaka była ta głębokość zranienia, ale tutaj wydaje mi się jedna ważna rzecz
Czasem nie przebaczamy, bo utożsamiamy przebaczenie z zapomnieniem. A to wcale nie tak łatwo zapomnieć jak ktoś mnie skrzywdził. Przebaczyć nie znaczy zapomnieć, ale znaczy, że wchodzimy w proces odbudowy relacji i odbudowy tego zaufania, który mieliśmy wcześniej.
Ale i tak jestem zdania, że warto przebaczyć, przebaczyć znaczy, że nie wracam już do tego, to mnie już nie zatruwa. Przebaczenie oprócz tego, że zdejmuje z kogoś winę i jemu jest lżej, to przede wszystkim może pomóc nam samym. Życie w nieustannym poczuciu krzywdy, rozpamiętywanie i długotrwały żal nie wydają mi się stanami, z którymi chcielibyśmy obcować na co dzień. Więc jeśli wahasz się, czy komu przebaczyć – rozważ to dla siebie, czy czasem sama nie poczujesz się z tym lepiej i będziesz mogła zacząć nowy rozdział z lepszymi, zdrowszymi, szczęśliwszymi emocjami. Pomyśl też, ile razy ty sama zawaliłaś, może to pomoże ci znaleźć w sobie choć trochę empatii dla osoby która zawiniła.
W takich codziennych sprawach czasem nie jesteśmy gotowi na przyjęcie przeprosin, bo jeszcze nie wyszliśmy z negatywnych emocji czy stanu, w który ktoś nas wprowadził. Po poprzednim odcinku napisała do mnie mama, w taki o to sposób:
- Dosłownie tydzień temu odczułam na własnej skórze odrzucenie przeprosin, a tą okropną, odrzucająca przeprosiny byłam ja we własnej osobie. Oczywiście po całym dniu w pracy, wykończona, masa problemów na głowie a tu syn (4,5) daje czadu na maxa, nie słucha, wariuje i wszystkie inne cuda buntownicze. Sprawa oczywiście kończy się awanturą, wyprowadzenie z równowagi mnie całkowite. Przybiega syn i mnie przeprasza „mamusiu przepraszam, już nie będę tak robił, chcę się przytulić”- oczywiście jedna cześć mnie ma takiego nerwa ale to takiego, że po prostu nie nam ochoty nawet z nim przebywać, a druga mi mówi, że przecież to tylko małe dziecko. No ale nic, przez długą chwile kazałam, żeby dał mi spokój, bo tak we mnie buzowały negatywne emocje, że nie byłam w stanie tych przeprosin przyjąć na klatę. Wieczorem strasznie mocno go przytuliłam i przeprosiłam za moją reakcję. Całą noc przez to nie spałam bijąc się z myślami, że jak mogłam w taki sposób postąpić.
Przytaczam ten przykład, bo mam podobnie i to wcale nie jest rzadkie, że wobec naszych dzieci zachowujemy się nieidealnie. Nie tak, jakbyśmy sobie wymarzyły, albo nawet jakbyśmy chciały. Ale też jesteśmy tylko ludźmi i jak mamy dawać innym wsparcie i empatie jak same o siebie nie zadbamy, z pustego i Salomon nie naleje. Mnie się też to często zdarza, że po konflikcie druga strona jest już gotowa mnie przeprosić, a ja dalej tkwię jeszcze w złości czy rozżaleniu. I znowu – emocji nie usuwamy magicznym pilotem. Wtedy ponownie pomaga pozytywna przerwa – nie odrzucam cię, po prostu daj mi chwilę abym mogła dojść sama ze sobą do równowagi, abym poszukała w sobie spokoju a do tego potrzebuje jeszcze chwili sama ze sobą. Zakomunikowanie tego jasno uczy też dzieci, że z drugim człowiekiem się coś dzieje i też miałem na to wpływ, że on (np. mama czy tata) teraz sobie próbuje poradzić i w późniejszym czasie i one będą wiedziały, że nic w tym złego, że czasem buzują emocje, ale to coś, z czym mogę sobie na różne sposoby poradzić. Ważne, żeby w tych negatywnych emocjach nie wypowiadać raniących słów. Jeśli czujesz że cisną ci się na usta, oddal się jak najszybciej. Im szybciej zaczniesz się oddalać tym mniej raniących słów wypłynie i mniej będziesz musiała przepraszam.
To taka moja technika na koniec – zatytułuję ją „oddal się chwilowo szybkim krokiem”. 🙂